wtorek, 19 sierpnia 2014

O trudnej sztuce nazywania. Z przymrużeniem oka ;-)


Imię. Każdy z nas jakieś ma. Jedni lubią swoje imię bardziej, inni mniej. Czasami rodzice poświęcają na wybranie imienia długie dni i tygodnie, czasami wybór jest przypadkowy. Czasami z wyborem wiąże się jakaś historia (mamusia chciała takie, tatuś takie, a babcia ich pogodziła przekonując do takiego...). Czasami jest trochę zabawna (mamusia chciała Malwinkę, ale to tatuś poszedł do urzędu i wyszła Martynka) albo mniej zabawna jak historia dziewczynki w pewnym domu dziecka, która zarejestrowana została przez, delikatnie mówiąc, mocno nietrzeźwego tatusia, jako Łukasz.


Mam nawyk nazywania przedmiotów, z którymi spędzam dużo czasu. Czasem wybór jest prosty (jak w przypadku Heleny) czasami jest trochę trudniej. Zdecydowanie najtrudniej było z imieniem dla Roweru Bez Nazwy. O tym, że dostanie imię (jeśli zasłuży) było wiadomo bardzo długo. Na początku pewne problemy były z płcią. W pierwszym rzucie poszukiwania dotyczyły imion męskich. Był pomysł patriotyczny - Mieszko. Ze względu na krnąbrność była opcja – Gniewko. Przewijali się też Bolemir, Onufry i Mamert. Ale nic nie pasowało. Im dłużej się znaliśmy, tym wyraźniej objawiała się natura Roweru. Albo lepiej powiedzieć natura Rowery. Bo okazało się, że Rower jest Rowerą. Żeńską. Że jest zmienna. Czasem łagodna, ale potrafi dać w kość. Bywa kapryśna. Lubi komplementy. Lubi się stroić. Na nowe buty opony zareagowała entuzjazmem. Tylko torebka musiała być pod kolor. Martwi się o swoją wagę. Lżejsze siodło, lżejsza sztyca, nóżkę odkręcić, odchudzić oponki... No właśnie, oponki. Najwęższe jakie się dało, w końcu rozmiar ma znaczenie. Gładkie, jędrne, żadnych tam zmarszczek rowków, żadnego celulitu. I piękny napis na każdej: "Michalina". Pięknie brzmiała ta Michalina, jeszcze jak usłyszałem, że zdrabniając wychodzi pieszczotliwie "Misia", pomyślałem: "To jest to! Będziesz Michaliną!" I tak też zacząłem się do niej zwracać.

GOATRIDE z www.nannygoatsinpanties.com
Na początku nie było reakcji. Mówię do niej: "Michalino, szybciej" A ona nic. Na triathlonie w Poznaniu proszę: "Ostatnie okrążenie, daj z siebie wszystko." a ona jak na złość zwalnia, przygląda się krajobrazowi, przepuszcza inne rowery, głównie szosowe ale nawet ze dwa trekingi nas wyprzedzają. Złośnica. Jakby tego było mało regularnie mnie z siebie zrzuca. A to przed tri w domu, gdy demonstruję szwagrowi sposób wypinania się. A to na światłach, gdy się zamyślam nad pięknem świata. A to na podjeździe do Świeradowa, gdy zatrzymuję się na chwilkę, by odsapnąć. Tłukę się czasami boleśnie a ona tylko cicho chichocze, zołza jedna.
 
Jakby tego było mało, Michaliny (opony) nie pasują. Żebym nie wiem jak kombinował, wydają się za małe do obręczy, opona w jednym miejscu wchodzi głębiej w obręcz, z drugiej strony trochę wystaje. I robi się jajo, nie koło, które przy większych prędkościach wchodzi w rezonans i mam wrażenie, jakbym jechał po tarce. Albo jakbym jechał na kozie. Koza. Tak, ten rower ma w sobie coś z kozy.



Pakowanie kozy do samochodu, za: framework.latimes.com
Gdy próbuję wsadzić ją do Heleny, opiera się. Rogami zahacza i dziurawi podsufitkę. Ogonem drze pokrowce na siedzenia. Udaje, że się nie mieści i próbuje ugryźć, co popadnie. Jak na niej jadę, podskakuje i wierzga. Regularnie zrzuca mnie z siebie. Koza a nie żaden rower.







Całości obrazu dopełnia wizja Michaliny, przejeżdżającej samotnie pod oknami mojego pokoju w Magicznym Domku. Wizja tworzy się w trakcie rozważań Najlepszej Drużyny Świata na temat włóczących się dookoła kóz zombie (naprawdę nic nie zażywaliśmy...), które mogłyby zarazić Michalinę. I tak Michalina straszyłaby mnie nocą jeżdżąc samotnie i piszcząc Hipciem. Jak prawdziwa koza zombie.
Wracam po Izerskiej Wyrypie do domu, wioząc Michalinę na tylnym siedzeniu. I nagle przychodzi olśnienie. Już wiem. To nie Rower Michalina. Takie imię pasuje do niej jak imię Łukasz do pewnej dziewczynki.

Już wiem, że jedzie ze mną Koza. Koza Zołza. To imię chyba najbardziej oddaje jej charakter i moje nastawienie do niej. Niech i tak będzie. Wypowiadam imię na głos, a ona z tyłu tylko cichutko meczy z zadowolenia.

 Drodzy państwo, przedstawiam, oto KOZA ZOŁZA!!!
Koza Zołza z jeźdźcem.

1 komentarz:

  1. Ubawiłem się! No, ale imię jest, nareszcie! Teraz to już nie ma żartów:)

    OdpowiedzUsuń