czwartek, 12 lutego 2015

O dyscyplinie

Regularność jest przyjemna. Nie sądziłem, że kiedykolwiek napiszę te słowa. I do tego jeszcze będę w to wierzył.
Trudno się nie zgodzić, że przewidywalność, stałość, systematyczność służą. W szkole, w pracy, w relacjach. Ułatwiają uczenie, zapewniają bezpieczeństwo, redukują lęk. Prawie jak pigułka z reklamy.

Jakoś do tej pory nigdy mi ta cała systematyczność nie wychodziła. Szczególnie w bieganiu. Biegać w te same, z góry ustalone dni tygodnia. Wyjść na trening zgodnie z planem. Utrzymywać równe tempo i nie przyspieszać. Jeść regularnie. To chyba nie dla mnie. Aż tu nagle...

poniedziałek, 9 lutego 2015

O wszystkim

Od dłuższego czasu nic nie napisałem. Nie tylko nie wrzucałem na bloga, ale nawet komputera nie włączałem z zamiarem pisania. Nic. Nie chciało się. Nic „mądrego” nie miałem innym i sobie do powiedzenia.
I nawet nie czytałem dokładnie tego, co pisali inni. Przestałem śledzić blogi, od których wcześniej nie mogłem się oderwać. Coraz częściej słyszałem w głowie: „Jutro przeczytam ten nowy post. Taki długi...”.
Zmęczyło mnie to całe bieganie. Nie śledziłem wysiłków znajomych na endo. Nie śledziłem własnych wysiłków. Nie biegałem prawie wcale. Zacząłem się zastanawiać: „Po co mi to?”. A może nawet: „Po ch** mi to?” I rosła frustracja i poczucie winy. I zbliżały się Maraton w Edynburgu, Bieg Rzeźnika, Karkonoszman, tri-olimpijka w Poznaniu. I rósł lęk, że nie podołam. I siedziałem. Nie biegałem. Biegomięśnie zanikały...