niedziela, 12 października 2014

XXVII Bieg Lwa Legnickiego – mocno fizjologiczna relacja, dla ludzi, których nie obrzydzają gile.

Jednak pobiegłem! Wyglądało na to, że sobie odpuszczę, byłaby to dosyć racjonalna decyzja w zaistniałych okolicznościach. Ale kiedy ja ostatnio byłem racjonalny?

 

Marudzenie.
Na początek trochę o tym, co skłaniało mnie do rezygnacji. Po pierwsze choroba. Chociaż w sumie nie choroba tylko przeziębienie. Co prawda lekarz dał trzy dni zwolnienia, zapisał jakieś medykamenty, przeciwzapalne, przeciwgorączkowe (co ja, ebolę mam?) i jeszcze jakieś coś do dmuchania do nosa, żeby katar nie spływał do środka Jędrzeja, tylko tworzył dosyć zwarte, łatwo wydmuchiwalne gluty. Sprytne. Poczytałem sobie ulotkę o działaniach niepożądanych i według nich jedna na dziesięć osób używających leku ma objaw w postaci krwawienia z nosa. Luzik, z nosa krwawiłem zanim poszedłem do lekarza (i między innymi dlatego) więc nie na mnie takie strachy. Głowa też mnie bolała wcześniej, więc straszenie w ulotce, że częściej niż jeden przyjmujący na stu ma taki objaw potraktowałem jak przedszkolne groźby: "bo powiem tatowi!".