sobota, 20 września 2014

O trudnej sztuce wyboru.

Stoję przed lodówką z lodami i wybieram smak. Na co mam dzisiaj ochotę? Chyba zdecyduję się na malinowy sorbet – niby słodki ale też przyjemnie orzeźwiający i jeszcze może gałkę orzechowo-czekoladowych z kawałkami orzechów laskowych. "Tylko jedną gałkę, synuś" dobiega gdzieś z góry głos mamy. Jak to jedną gałkę?! Nie da się wybrać tylko jednej! Przecież już i tak odrzuciłem cudowną pistację, straciatellę z kawałkami czekolady, z bólem serca i cieknącą śliną zrezygnowałem z waniliowo-wiśniowych i mnóstwa innych smaków których po prostu nie można nie spróbować! Przyciskam się cały do szyby, która oddziela mnie od obiektu pożądania, mając nadzieję, że pojawi się jakiś znak, który pozwoli mi wybrać: maliny czy orzechy? Pani lodziarka zaczyna się denerwować – będzie musiała powycierać tłuste plamy zostawione na szybie przez moje spocone z emocji ręce i nos. Malina czy orzech? Dlaczego nie mogę obydwu? Mamo, dlaczego?

środa, 17 września 2014

Relacja z wrocławskiego maratonu - czy jestem uzależniony?

Wrocław Maraton. Jaki Wrocław Maraton? Przecież nie wziąłem udziału? No właśnie. Nie wziąłem. A chciałem. I teraz mam poczucie, że coś straciłem. Że ktoś mi coś zabrał... Czy to pierwsze oznaki uzależnienia?

sobota, 6 września 2014

O wiwatujących tłumach i robieniu wrażenia czyli dlaczego (nie)lubię trenować?


Różne są motywacje do biegania. Zawodowcy biegają, bo taka ich praca. Większości z nich pewnie sprawia to też przyjemność. Dużo liczniejsza jest jednak grupa amatorów, startujących w różnego rodzaju biegowych zawodach. Co ich motywuje do biegania? Co sprawia, że chce im się wyjść z domu (czasami niezależnie od pogody), stanąć na starcie i przez kilkadziesiąt minut czy nawet kilka godzin męczyć się w tłumie podobnych do nich zapaleńców? Co sprawia, że poświęcają długie godziny na treningach szlifując siłę, wytrzymałość, giętkość i inne takie...? Niektórzy z nich biegają i startują w kolejnych zawodach, żeby się sprawdzać. Żeby poprawiać życiówki. Żeby przesuwać granice swoich możliwości. Chwała im za to. Można chyba powiedzieć, że są wewnętrznie motywowani do biegania. A jaka jest moja motywacja? I ja lubię się sprawdzać. I ja lubię poprawiać wyniki. Lubię wiedzieć jakim tempem biegnę. Lubię wiedzieć, na co mnie stać. Ale czasami łapię się na tym, że jeszcze bardziej lubię, jak inni o tym wszystkim wiedzą. (Z reguły dowolni inni ale czasami konkretni inni, ale to odrębny temat).
Jak już w końcu zmuszę się do wyjścia na trening, zrobić tą swoją biegową piątkę (ostatnio wzbogaconą o treningi tempowe) to biorę ze sobą telefon i włączam endo. I jak się zdarzy, że endo nie współpracuje, to i mnie nie chce się za bardzo współpracować. A jeszcze gorzej, gdy włączę endo, schowam do kieszeni, zrobię naprawdę superhiper trening i potem okazuje się, że się że telefon padł. I trening niby był, a śladu nie ma. Dowodu nie ma. I satysfakcja spada. I tym spadkiem satysfakcji chwilę poźniej się zadziwiam. "To po co ty Jędrzeju w ogóle biegasz? Żeby wykresik był w komputerze?" - myślę sobie. I odpowiadam sam sobie: "Po części chyba i po to. Żeby był wykresik, żebym go widział, żeby inni go widzieli."
Gdzie popełniłem błąd?