środa, 25 czerwca 2014

KarkonoszMan, czyli o co (mi) chodzi w S(up)PORCIE?


Zostałem Supportem. A nawet „Official Supportem”. A Helena została “official car”. No dobrze, Helena to trochę po znajomości i nieoficjalnie, ale ja oficjalnie całkiem, chociaż również po znajomości. Ale za to jakiej znajomości! Samego Krasusa Karkonoszmana, Człowieka z Żelaza, Trójkołamacza… itd, przydomków nie zliczysz.

Dlaczego o tym piszę?

Chyba dlatego, że supportowanie w Karkonoszmanie było jest i będzie, oprócz zbliżającego się debiutu w Triathlonie i oddalających się Mistrzostw Polski w Skyrunningu na Biegu Marduły, najważniejszą imprezą tego sezonu. A konkurencja jest poważna. O tym debiucie na tri myślę regularnie kilka razy w tygodniu od jesieni. Z Mardułą, hmm… gdy mój udział zawisł na włosku, prawie się z żalu popłakałem. Jednak Karkonoszman to zupełnie inna liga – nie mogę traktować tego, jako startu, bo nie startowałem, nie ma mojego nazwiska na liście uczestników. Nie musiałem steresować się przed startem, spinać pośladów na podjazdach, dobywać resztek sił na podbiegu na Śnieżkę. A jednak czuję, jakby sukces Krasusa, jego czasy na każdym etapie to były trochę moje czasy, pamiętam je lepiej niż wiele wyników własnych startów z tego sezonu. Ba, pamiętam także czasy Bo, którą supportował Wybiegany, i mimo, że to Wielkowyścigowa rywalka Krasusa to dopingowałem ją z całych sił. Na marginesie, w Wielkim Wyścigu nie chodzi przecież zupełnie o rywalizację, jeśli już, to tylko ze sobą.